Mieszkanko marzy-mi-się

A co w sytuacji, kiedy lista marzeń i życzeń wielokrotnie przekracza możliwości i objętości zakupionego mieszkania?
Tak było w przypadku naszej klientki, której pomysłowość moglibyśmy pomieścić w czterech 100-metrowych apartamentach. Niestety, do dyspozycji mieliśmy niespełna 50m2.
Oczarowana magią skandynawskiej bieli w nowoczesnym wydaniu, z lekką nutką glamour’owych dodatków, klientka nie mogła się oprzeć wizji jej pierwszej kuchni. Królująca pośrodku salonu wyspa, zrobiła tak piorunujące wrażenie, że przyćmiła zdrowy rozsądek inwestorki, która bez większego namysłu podjęła decyzję o kupnie upragnionego mieszkania.
Przestrzeń kuchenna, co prawda mała, ale przecież nasza bohaterka nie miała zamiaru dużo gotować. Nie podejrzewała, że w międzyczasie może pojawić się ten ktoś, kto chętnie ugotuje coś porządnego na obiad. Zauroczeni pięknymi dekoratorskimi detalami, nie zdajemy sobie sprawy, jak uciążliwy może się okazać brak miejsca na komunikację.
Czar uroczego mieszkanka prysł już w pierwszych miesiącach użytkowania, kiedy okazało się, że na kuchennym blacie roboczym można odłożyć, co najwyżej, łyżkę, a do “podręcznych” szuflad w komodzie pod TV (zablokowanych narożnikiem) zagląda się częściej niż przewidywało. Gabaryty minimalistycznych, ale wcale nie małych, mebli nie były dopasowane do skali mieszkania.
“Wyspa zostaje!” – priorytet właścicielki był konkretnie wskazany. Podczas konsultacji wyszło na jaw, że fascynacja wyspą wynika z chęci efektownego połączenia aneksu kuchennego z salonem. Wtedy wystarczyło już tylko dodać kilka ‘oddechów’ na wygodne poruszanie się.
Okazało się, że po odplątaniu funkcjonalnych kolizji, jesteśmy w stanie nie tylko urealnić długą listę “marzymisię”, ale też sprytnie odzyskać miejsce na komunikację, która wreszcie pozwoli bezkolizyjnie przejść przez mieszkanie, bez potyczki o gotujący się na wyspie garnek.
Główna pułapka czyhała w postaci przeskalowanych i źle ustawionych mebli. Większość zmian była możliwa nawet bez drastycznego wyburzania.